sobota, 31 maja 2014

Rozdział 7

      Endru próbował obudzić chłopaka, ale to nie dawało żadnego efektu. Starzec doszedł do wniosku że chłopak ma gorączkę. To oznaczało jedynie że trucizna postępowała dużo szybciej niż przypuszczał.

-No zbudź się w końcu! - krzykną pośpiesznie mag.
      Chłopak powoli zaczął odzyskiwać świadomość, ale to wciąż nie wystarczyło, więc Endru spoliczkował go. Chłopiec patrzył na niego jak otumaniały. Ishil czół że nie należy zadawać zbędnych pytań, dosiadł pośpiesznie Murdera i czekał na rozkaz. Całe prowizoryczne obozowisko było już pozbierane, dookoła był już tylko ogromny las i wszędzie opadłe już liście. Zdawały się być coraz żółtsze niż zazwyczaj.
Byli już gotowi do drogi.


-Jedź cały czas przed siebie, a trafisz do elfów, trzymaj swój miecz...- Endru posłuchał przez chwilę ciszy, po czym kontynuował - powiedz że ja cię przysłałem, a na pewno ci pomogą.  
-A ty? - spytał jeszcze zaspany chłopiec.

Starzec nic nie powiedział. Poklepał tylko Murdera po głowie, to był chyba sygnał żeby ruszał. Wilk natychmiast ruszył "galopem". Biegł przez jakieś 10 minut, aż Ishil kazał mu stanąć.

-Proszę zawróć, nie możemy go tak zostawić.
      Wilk zawrócił niechętnie, jakby wiedział że czeka go kara. Gdy dotarli na miejsce, Endru walczył z... istotami, niby ludzie a jednak nie. Ich ciała były pokryte czarną łuszczącą się skórą. Ich oczy były całe białe, zupełnie bez koloru, a jeden z nich w ogóle ich nie miał. Uszy tych stworów były odstające, jak u elfów. Ich zęby były powykrzywiane, można było pomyśleć że były lekko przegniłe, wyglądały jednak na bardzo ostre. Chłopak dobył miecza, zszedł z wilka, co sprawiło mu wielki ból, ale się nie ugiął, i ruszył na pomoc Endru, który najwyraźniej nie radził sobie z walką. Odciął głowę jednemu ze stworów, a gdy prysła jego niebieska krew, reszta go zauważyła i rzuciła się na niego z pałkami. Chłopak bał się coraz bardziej, a odór zgniłego ciała unosił się w powietrzu. "Kim oni są?" - zadał sobie pytanie chłopak. Murder rzucił się na dwóch z nich, rozbijając głowę jednego o skałę, a drugiego najzwyczajniej zagryzł. Książę nadal walczył z dwoma stworami, a Endru siedział otumaniały. Starzec wpatrywał się jak chłopak unika i paruje ciosy przeciwników, aż w końcu kiedy nadarzyła się okazja jednemu odciął nogę, a drugiego przewiercił na wylot swoim mieczem. Chłopak trafił prosto w serce, ale mimo to stwór nadal żył. W tym momencie zrozumiał że musi mu odciąć głowę, ale było już za późno, potwór nie miał najmniejszego zamiaru oddania miecza. Ishil nie wiedział co ma zrobić, próbował odskoczyć, ale drugi go chwycił za nogę i utrudnił całą sytuację. Chłopak został zraniony w lewe ramie. Mimo tego nie zamierzał się poddawać, kiedy stwór miał zamiar wykonania na nim kolejnego cięcia, on chwycił ostrze klingi i wyszarpną miecz z rąk ... czegoś. Teraz miał okazję, najpierw odciął głowę napastnika, a potem wyzwolił się, odcinając rękę drugiego. Krew ściekała mu z rąk. Czół kłujący ból, ale bez tego nie przeżył by. Książę podszedł do wrzeszczącego stwora i odciął mu głowę. Podszedł do pnia drzewa i usiadł obok Endru i zaczął szukać bandaży na ręce.

-Dlaczego wróciłeś?
-Nie wiem... Może dlatego że ty już kiedyś mnie uratowałeś.
-Co to za stwory?
-Na pewno chcesz wiedzieć?
-Tak.
-To moja rodzina, oni umarli kawał czasu temu, ktoś ich wskrzesił i chciał mnie złapać, tylko po co?
-Da się kogoś wskrzesić?
-Teoretycznie, jeśli chcesz mieć oddane ci sługi, które oddadzą za ciebie życie, to da się, ale będą one pozbawioną duszy kreaturą.

      Murder podszedł do chłopaka, z jego pyska nadal ściekała błękitna krew. Poszperał chwilę w sakwach, które znajdowały się na plecach wilka i wyją bandaż. Przeciął go na dwie części p opatrzył sobie obie dłonie. 

-Ruszamy dalej?
-Tak, ale ciała trzeba spalić, inaczej zgnilizna rozniesie się po lesie i sprowadzi tylko zarazę.

      Endru nazbierał z Ishilem trochę drwa i suchych liści i ułożyli stos, na którym położyli truchła. Następnie podpalili wszystko za pomocą krzesiwa. Starzec usiadł na ziemię i przykrył twarz chustą, Ishil zrobił to samo.

-Dlaczego tu siedzimy?
-Musimy dopilnować żeby ogień się nie rozniósł.

                                                                   *** 

Ciała spaliły się w mniej niż 30 minut. Mogli już ruszyć. Chłopak dosiadł Murdera i czekał na Endru. Mag szedł ślamazarnie, ociągał się, i nagle padł na ziemię. Ishil zeskoczył z wilka i podbiegł mu pomóc. Mędrzec był rozpalony i spocony. Choć przyszło mu to z wielkim trudem, książę podniósł go i położył na wilka. Przywiązał go rzemieniem do bagaży, a sobie wziął jakiś kij do podpory i ruszyli w drogę, przed siebie. Tak jak wcześniej powiedział Endru.

                                                                   ***

Szli już od godziny, a Endru nagle się przebudził.

-Co robisz?! To ja powinienem iść.
-Ja sobie poradzę, lepiej ty mi powiedz co z tobą. Jesteś słaby, a na twoim ciele nie ma żadnych ran.
-Magia... Ech, głupio mi się przyznać, ale kiedyś tak jak ty byłem młody i głupi, trochę nadużyłem magii, a efekty są tego widoczne do dzisiaj.
-Czy można umrzeć z jej nadużycia?
-A jak myślisz?
   
   Chłopak dobrze znał odpowiedź na to pytanie.

-Opowiesz jeszcze jakąś historię? - zmienił temat.
-Dobrze, ale najpierw rozbijmy obóz, musimy coś zjeść.

      To była dobra propozycja, chłopak czół się jakby nic nie jadł od dwóch dni, może to przez znaczną utratę krwi, nie jestem tego pewien, w każdym razie ten posiłek mógłby być dla nich ostatnim. Przecież drogi przed nimi jest jeszcze sporo, a kto wie co się kryje w tym ogromnym lesie. 
Książę rozpalił palenisko i przygotował koce. Starca zostawił z wilkiem, a sam poszedł na polowanie, biorąc ze sobą łuk i strzały, które znalazł u Endru. Dziadyga żył chyba ze sprzedawania broni, bo znalazł u niego niezły arsenał. Łuki, topory, miecze, kusze, a to wszystko pomniejszone i ukryte w sakwach na plecach wilka. Sprytne, ale Ishil zastanawiał się do czego jeszcze może zdolna być magia.
Łuk był pięknie zdobiony, podobnie jak strzały, ich groty nie były wykonane z nudnego już dla księcia żelaza, ale z kruszcu, miła odmiana. Cięciwa łuku też nie była standardowa, pozwalała naciągnąć mocno łuk, a przy tym nie wbijała się w palce. To była zdecydowanie zaklęta broń.

      Ishil czekał na ofiarę, aż w końcu nadarzyła się okazja. Spostrzegł pasącą się sarnę. Nałożył powoli strzałę na "linkę" i wycelował. Naciągną i wpatrywał się w zwierzę uważnie przez jakiś czas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz