niedziela, 3 maja 2015

Rozdział 10

Ogniste tornado natychmiast się rozpłynęło.
-Już za późno, wygrałem-kontynuował monolog.
-Więc czego się tak boisz?-jękną klękając.
Upiór patrzył przez chwilę na swoje dłonie, po czym zaczął zdzierać z nich łuski. Jego ciało znowu wyglądało normalnie, spojrzał na Endru. Z jego oczu nadal lały się krwawe łzy. Padł na ziemię i zaczął się trząść. Starzec podbiegł do niego i klękną, z nogi chłopaka nieustannie lała się krew.


-Jak daleko jesteśmy od wioski?-spytał mag.
-Chyba nie chcesz mu pomóc pomimo tego co tu zaszło?!-wyrzucił z siebie Latros.
-To nasza ostatnia nadzieja, mamy jakiś wybór?
W głosie Endru można było wyczuć złość, zażenowanie i strach.
-Tak, skróćmy go o głowę-wtrącił jeden z łuczników.
Elf dopiero co skończył zdanie, a już leżał na ziemi, przytłoczony przez Murder, która ukazywała swoje kły ostrzegawczo.
-Jesteśmy niecały kilometr od wioski- chrząkną Latros.
-Niech twoi ludzie go poniosą.
W chwilę przygotowano nosze dla księcia, ułożyli go i zaczęli iść. Staruch został na samym końcu, przyglądając się miejscu gdzie Ishil płoną.

-Co o tym sądzisz?- powiedział prawie bezdźwięcznie do wilka.

Drgawki już ustały. Murder podbiegła do niego i maszerowała tuż obok, co jakiś czas zerkając na niego. Po jakimś czasie dotknęła jego zwisającej dłoni czubkiem nosa. Szare tęczówki wilka wydawały się inne.
Po piętnastu minutach dotarli do wioski. Nie była duża, mogła pomieścić może 1000 mieszkańców. Ich chaty były liche, wykonane ze słabej jakości drzewa. Na środku wioski znajdował się ogromny dąb. Elfy zaniosły księcia do namiotu.

-Po co przygotowano namiot? - pytał Latros jednego z medyków.
-Starszyzna nakazała,mówiąc że widziały wybuchy ognia,więc na pewno wrócą poszkodowani, ale wygląda na to że mamy tylko kundla.

Ishil chwycił jedną dłonią za biały rękaw elfa, a ten go spoliczkował.

-Jest w pół człowiekiem, w pół czymś czego nie mogę określić, ale ma w sobie trochę krwi elfa-tłumaczył medyk.
-Wyleczysz go?-spytał Endru.
-Dajcie mi trzy godziny.

*****************************

Po trzech godzinach różnych dziwnych zabiegów, Ishil czół się wyśmienicie. Elf nakazał mu nie wstawać, ale przynajmniej już nic go nie bolało.

-Dziękuje-powiedział do Elfa.
Ten spojrzał na chłopaka z niedowierzaniem i spoliczkował go.
-Skąd znasz język elfów,psie?!

Książę nie wiedział o co chodzi, przecież nigdy go nie studiował. Nie odpowiedział nic.
Medyk odszedł, dopiero wtedy Ishil dostrzegł że jego ubiór jest czysty. Chłopak leżał w bezruchu aż przyszedł Endru.

-Jak się czujesz?-spytał pobłażliwie. W jego głosie nie było ani jednej nuty zaniepokojenia.
-Zostanę zabity?
Druid zastanowił się chwilę nad odpowiedzią.
-Wszystkiego dowiesz się na spotkaniu. Oczywiście nie pójdziesz tam w tych szmatach.
-Nie mam nic innego.
-Więc wstawaj i chodź, dam ci coś swojego.

Ishil wstał bez trudu i pomaszerował w milczeniu za Endru. Droga była błotnista, a elfy z wioski patrzyły na chłopaka mało przychylnym wzrokiem.

-Co z nimi?
-Nie lubią obcych.
-Gdzie Murder?

Endru spojrzał kontem oka na chłopaka i się uśmiechną.

-Spotkacie się w domu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz